Protokół rozbieżności czyli dlaczego nie jestem rodzimowiercą

Najczęściej spotykaną formą pogaństwa w Polsce są różne odmiany rodzimowierstwa, czczące dawnych słowiańskich bogów, o których wiedzę czerpią z prac archeologów, lingwistów czy religioznawców. Najpierw chciałbym mocno podkreślić, że za wszystko, co robią, darzę ich ogromnym szacunkiem: zgromadzić ludzi wokół kultu istot, które przez czołowe autorytety społeczne uważane są za szatanów, jest rzeczą wspaniałą. Podobnie: myślę, że zgodziłbym się z większością z tych ruchów na poziomie najbardziej fundamentalnych idei i wartości (włączając oczywiście krytykę chrześcijaństwa). A jednak nie przyłączę się do nich i chciałbym w tym miejscu wyjaśnić dlaczego.

  • Pierwsze, co odstręcza mnie od tego ruchu, to nacjonalizm. Nawet nie dlatego, że bym uważał tą ideologią za błędną, błędne jest moim zdaniem wiązanie jej z pogaństwem. Każda rozsądna polityka (polityka realna) powinna się opierać na zdrowo rozumianym egoizmie narodowym. A jednak nie uważam, by zasadne było kojarzenie jej z wiarą. Wiarę z polityką chętnie łączyło i łączy chrześcijaństwo i wszelki monoteizm. Wiemy, czym to skutkowało i do czego nadal prowadzi (od żydowskiej inwazji na Palestynę – „ziemię obiecaną”, przez krucjaty po dżihad). Wojna jest czymś normalnym w polityce, nienormalne jest dodawanie do niej interpretacji religijnej. Dobra wojna kończy się podbojem, czyli scalenie dwóch dotąd wrogich ludów w jedną całość (oczywiście nie na równych warunkach). Jak jednak zjednoczyć ludy wyznające różne religie, utrzymujące, że to ich jest jedyna prawdziwa? Trzeba albo nawrócić siłą podbity lud, albo go wybić. Pogaństwo przeciwnie – stanowiło czynnik jednoczący nawet zupełnie obce ludy. „Jak nazywacie Boga Słońca? Tak? A my tak… Zaprowadź mnie do waszej świątyni, chcę złożyć mu ofiarę.”
    Inny, drugorzędny powód: przypomina mi się żydowski dowcip, który szedł mniej więcej tak „reb Tewje podróżuje parowcem, widzi Murzyna, który czyta żydowską gazetę w jidysz. Pochyla się nad nim, poklepuje dobrotliwie po plecach i pyta: – Mało panu, że jest pan Murzynem?” Cóż, kwestie wizerunkowo-marketingowe nie są oczywiście najistotniejsze, ale głupiec ich zupełnie nie uwzględnia. W kraju, gdzie nacjonalizm kojarzy się z nazizmem a poganizm z satanizmem, jeśli bym wyznawał obie te idee, to wolałbym wyznawać je oddzielnie.
  • Drugim powodem mojego dystansu do idei rodzimowierczych jest ich anachronizm. Nie chodzi tylko o to, że pisma Stasiuka pełne są „prasłowiańskich” terminów (co nie przydaje im powagi ani zrozumiałości którą posiada ich treść), że przebieranie się w „prasłowiańskie” ciuchy dla sprawowania „zrekonstruowanych” obrzędów to świetna przynęta dla newage’owych egzaltowanych białogłów. Jeśli udało się komuś nawiązać żywą relację z dawnymi Bogami, to mogę powiedzieć tylko jedno – zazdroszczę. Ale mimo to, uważam to za błędną drogę, bo drogę wstecz. Drogę, która nie prowadzi donikąd, bo skierowana jest w przeszłość, a przeszłości już nie ma. Marzenia o przywróceniu nie tylko przedindustrialnych, ale nawet przedfeudalnych instytucji społecznych trudno nazwać nawet utopią. Moim zdaniem przyszłość pogaństwa leży w przyszłości. Historia, która jest świetną nauczycielką, nie powinna być celem. Czytanie dzieł dawnych pogan jest dla mnie przede wszystkim środkiem oczyszczenia, ale nie mam nadziei, bym mógł się stać takim poganinem, jak oni. Oczywiście, ktoś mógłby postawić zarzut anachroniczności kultowi bogów olimpijskich. Oczywiście można by argumentować, że Bogowie ci, nie są wcale tak martwi w naszej kulturze, jak to się wydaje, obecni są nie tylko w systemach astrologii i magii, ale uczą się o nich dzieci na języku polskim (pisał o tym Inkubus w tarrace ). Nie to jest istotne, nie jestem zwolennikiem rekonstrukcjonizmu helleńskiego.

Co zatem? Sądzę, że jedyną drogą jest nie tyle reanimować dawne wierzenia, co 1) zrozumieć co to znaczy być poganinem, czym jest pogaństwo, politeizm 2) zrodzić pogaństwo na nowo, jako religię nową, która bogata wiedzą dawnych wieków jest jednak religią ludzi XXI wieku. Jeśli boginię miłości nazywam imieniem Wenus, to nie dlatego, że chcę się wcielić w dawnego Greka czy Rzymianina. Imię to przejąłem, bo jest mi najbliższe, ale wypełnić ją muszę własną treścią, którą podpowiada mi mój rozum.

Mam nadzieję, że żaden poganin (rodzimowierca, wielbiciel dawnych słowiańskich bogów) nie odbierze tego, co napisałem, jako ataku na swą ideę czy wiarę. Nie to było moim celem. Chciałem pokazać, jak ja rozumiem nasz projekt przez porównanie z innymi projektami pogańskimi, które uważam za dobre, godne promowania (patrz linki w naszym dziale źródeł), ale nie moje.

Co sądzisz o tym wpisie?
  • Genialny (1)
  • Świetny (0)
  • Niezły (2)
  • Kiepski (0)
  • Beznadziejny (0)

Tags: ,

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Pogańska teologia, filozofia, kultura

Strona korzysta z ciasteczek (cookies)! Wiećej

The cookie settings on this website are set to "allow cookies" to give you the best browsing experience possible. If you continue to use this website without changing your cookie settings or you click "Accept" below then you are consenting to this.

Zamknij