Tradycjonalizm integralny i jego mity cz. III

Kończę już dziś swój skromny cykl o tradycjonalizmie integralnym. Muszę niestety rozczarować tych, którzy oczekiwali systematycznej prezentacji tej ideologii – mogę ich odesłać do książki Mikołejki (Mity tradycjonalizmu integralnego), który zrobił to znacznie lepiej niż ja bym potrafił (nie wspominając o czasie i dostępie do źródeł). Sądzę, że warto jednak zwrócić uwagę na kilka elementów.

Ktoś, kto – jak ja – ograniczy się do lektury tekstów zamieszczonych np. na stronie poświęconej Evoli www.tradycjonalizm.net mógłby błędnie zacząć traktować tę ideologię jako jeszcze jedną wiarą. Powiedzmy: katolicy wierzą w dziewicze narodziny Jezusa, chodzenie po wodze i transsubstancjację, Evola w swoją arysjką rasę, złoty wiek, mityczną Tradycję. Błąd. Stanie się to jasne, gdy spojrzymy na poglądy Evoli historycznie (choć on sam nienawidził historii), czyli tak, jak się kształtowały, gdy poszukamy ich korzeni, co książka Mikołejki robi doskonale. Niestety na stronie tradycjonalistów mamy dostęp jedynie do stosunkowo późnych tekstów, w związku z czym czytelnik może odnieść wrażenie, że ich autor występuje jako reprezentant jakiegoś objawienia. Ale źródła tych poglądów nie tkwią w objawieniu.

Otóż zanim Evola został czołowym ideologiem radykalnej prawicy uprawiał filozofię. Była to filozofia osobliwa. Nazywał ją idealizmem magicznym, którego kluczowym pojęciem jest Jednostka Absolutna. To na gruncie filozofii dokonał on odrzucenia zachodniej racjonalnej filozofii, to filozofia posłużyła mu jako uzasadnienie jego poglądów.
Przytoczę cytat z podsumowania Mikołejki, który daje pojęcie o tym, co to za klimaty intelektualne.

„Niewystarczalność zachodniej filozofii spekulatywnej stanowiła jednak w owym projekcie evoliańskim zarówno założenie, jak i punkt dojścia. I takie „Błędne koło” było w istocie poruszane przez pewien sens skryty, choć z łatwością czytelny. Ujawniał się tu bowiem egotystyczny projekt wybicia się jednostki ku wolności i mocy. Wolność przy tym odgrywała, by tak rzecz, rolę drugorzędną: ukazywała się jedynie jako ekspresja oraz instrumentarium mocy, jej narzędzie i medium zarazem.” (s.123)

Zaskakujące, czyż nie? Naczelny wróg demokracji, zachodniego indywidualizmu, „obala” filozofię w imię wolności! Ale zanim to wyjaśnimy, dokończmy cytat:
„Ewokowana natomiast w owym projekcie zsadnicza synteza filozofii idealistycznej oraz tzw. mądrościowej i ezoterycznej tradycji, głównie o oerientalnej proweniencji, budziła niepokojące pytania. Na przykład pytanie, dlaczego jedynym możliwym kierunkiem transgresji jest kierunek od philosopha ku sophia? Dlaczego – zatem – owa sophia ujęta została w hierarchii wartości wyżej niźli philosophia? Ograniczenia i niedostatki tej ostatniej takiej hierarchiczności nie wyjasniają, skoro i sophia – jeśli nie chce się pozostawać w przestrzeni ślepej, dogmatycznej wiary – ma swe własne niedostatki i ograniczenia.
Możliwy zatem, a taka była właśnie droga europejskiej tradycji filozoficznej od jej starogreckich początków, od presokratyków, jest wariant odwrotny. Tyle tylko, że nie byłby on zgodny z evoliańskim obrazem dziejów jako inwolucji, jako upadku Tradycji. Jednak z całą pewnością obrazowi temu można przeciwstawić inny: wizję dziejów jako rozwoju tradycji, jej samowypełnienia. W takim wypadku evoliański projekt Jednostki Absolutnej okazywałby się jedynie regresem do mitycznej pomroki, do ciemnej „woli mocy” (…)”
(s.123-124).

Ale docierając do filozoficznego projektu Evoli uzasadniającego – w jego mniemaniu, a tak naprawdę zupełnie arbitralnego – odrzucenie tradycji i zupełnie dowolne traktowanie mitu i historii, nie dotarliśmy jeszcze do korzeni. Filozofia była bowiem tylko narzędziem.

Zanim Evola został filozofem, był bowiem… artystą, i to nie byle jakim, był czołowym reprezentantem włoskiej awangardy, futuryzmu i dadaizmu. Kolejne zaskoczenie – autor, który pisał tradycja zawsze wielką literą, który ją wręcz deifikował miał wywodzić się z ruchu, który programowo zrywał z wszelką tradycją? A jednak. Evola nigdy się od dawnych poglądów nie odciął, a nawet, gdy się głębiej zastanowić, zachodzi tu pełna konsekwencja. Sam powiadał, że dadaizm był pierwszym krokiem by „iść poza”, był najwyższym wyrazem „artystycznych barykad”. Wtedy powstały też najogólniejsze zarysy jego sposobu myślenia, podejścia do świata. Wtedy powstała pierwsza książka Evoli – Sztuka abstrakcyjna. Znajdziemy tam afirmację alogiczności, arbitralności, stanowiących afirmację wolności.
Ale ideologii futuryzmu zawdzieczał Evola znacznie więcej. Potocznie może kojarzy się sztukę współczesną raczej z postawami lewicowymi (np. p. Nieznalska), błąd to jednak w odniesieniu do ówczesnego futuryzmu, który był w swoim antytradycjanolizmie skrajnie nacjonalistyczny (italiana) ale i imperialistyczny. Z drugiej strony charakterystyczny dla nich był antyhistoryzm i antytradycjonalizm (tu inspiracje nietzscheańskie) oraz antyparlamentaryzm.

Podsumowując: Evola-artysta, buntownik, odrzucił historię i tradycję na rzecz arbitralności i wolności. Jako, że przejął się swym artystycznym programem totalnej wolności mocy, zabrał się za filozofię po to, aby filozofię odrzucić i tym samym zerwać kolejne kajdany krępujące mu ruchy. A gdy już odrzucił historię, autentyczną tradycję filozoficzną, mógł bez przeszkód dokonać najwyższej swej kreacji artystycznej, absolutnie wolnego wyboru własnej, wymyślonej, czy lepiej skonstruowanej z zastanych elementów, Tradycji. Tradycjonalizm integralny nie jest więc żadnym przekazem autentycznej tradycji, która tu i ówdzie przetwała, jest artystyczną konstrukcją, arbitralną i dowolną składającą się z mitów sprzedawanych jako substytut historii i ciemnej ezoteryki sprzedawanej jako autentyczna wiedza duchowa.

Na koniec podzielę się z czytelnikami jeszcze jedną hipotezą. Skąd mianowicie ów mroczny i dziwaczny kult śmierci, występujący zresztą nie tylko u Evoli, ale i u innych okultystyczno prawicowych ideologów i ruchów? Friedrich Nietzsche dokonał odkrycia zjawiska psychologicznego zwanego resentymentem. Polega ono na tym, że nie mogąc dosiegnąć wartości, o które zabiegaliśmy, dokonujemy na nich zemsty, poniżamy je tak, aby nie zasługiwały już na naszą uwagę (doskonałą ilustrację stanowi bajka o lisie i winogronach: Zgłodniały bardzo lisek w winnicy/ Chciał urwać winogrono podskakując z całych sił / Gdy nie mógł go dotknąć, spadając mówił: / „Jeszcze nie jest dojrzałe, nie chcę jeść gorzkich” / Ci, którzy nie mogąc czegoś osiągnąć, umniejszają to słowami /Powinni przypisać sobie ten przykład). Zastanawiam się, czy w przypadku kultu śmierci nie mamy do czyniania ze zjawiskiem podobnym choć o zupełnie przeciwnym kierunku: coś, co w gruncie rzeczy uznajemy za straszliwe zło, czego gorąco się lękamy i czego w żaden sposób nie jesteśmy w stanie uniknąć i czego nie jesteśmy w stanie znieść, z racji słabości naszego charakteru, teraz uwielbiamy, wynosimy na piedestały i czynimy dobrem.

Co sądzisz o tym wpisie?
  • Genialny (0)
  • Świetny (0)
  • Niezły (1)
  • Kiepski (0)
  • Beznadziejny (1)

Tags: ,

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Pogańska teologia, filozofia, kultura

Strona korzysta z ciasteczek (cookies)! Wiećej

The cookie settings on this website are set to "allow cookies" to give you the best browsing experience possible. If you continue to use this website without changing your cookie settings or you click "Accept" below then you are consenting to this.

Zamknij