Religia duszy, religia ducha
Niedawno wdałem się niechcący w ostry spór na forum wiara.pl. Tym razem jednak, co zaskakujące, moim adwersarzem był poganin, rodzimowierca. Pozwolę sobie zreferować niektóre wątki tej dyskusji.
Kogo czcić wolno Polakowi
Zaczęło się od Vikinga, który przyznał się do swoich Bogów na co usłyszał zarzut A od kiedy dla Slowian bogowie staroislandzcy sa „naszymi”?
Gdy zdradziłem się ze swoją helleńską religią (co zresztą dla bywalców forum nie było żadną tajemnicą) ten sam zarzut spotkał mnie. W pewnym momencie zaczęły padać argumenty ściśle biologiczne, iż ludność Polski jest pod względem genetycznym wyjątkowo jednolita itd. No i się zaczęło. Usłyszałem o obowiązku kultywowania dziedzictwa własnych przodków (a przyjęcie wiary helleńskiej jest jego odrzuceniem), m.in.:
Można przecież szanować i doceniać dziedzictwo innych narodów, ale czczenie bogów Greckich czy Rzymskich przez kogokolwiek, kto nie jest Grekiem lub Rzymianinem jest niepoważne, zaś to że ktoś „czuje się” związany z Grekami czy Rzymianami nie jest absolutnie żadnym argumentem…
jeśli już chodzi o przed chrześcijańskie wierzenia, to najbardziej odpowiednimi dla Nas, Polaków będą wierzenia Słowian a nie np. Greków
rodzimowierstwo słowiańskie jest dla Nas (Polaków) bardziej odpowiednie ze względu m.in na Nasze pochodzenie i archetypy jakie odziedziczyliśmy po Naszych słowiańskich przodkach. Wierzenia Greków także powoli się w Grecji odradzają i bardzo się z tego powodu cieszę, jednak to właśnie Grecja jest najbardziej naturalnym miejscem dla tych wierzeń, nie Polska
Na charakter wierzeń, które wykształcają się w danym miejscu ma wpływ także otaczający Nas świat, warunki klimatyczne i miejsce w którym dane wierzenia się wykształcają, nie tylko sam sposób życia twórców, chociaż niewątpliwie on także odciska się na tych wierzeniach.
No i najmocniejsza wypowiedź:
A o wyborze, które dziedzictwo kultywować można mówić jedynie w przypadku osoby o mieszanym pochodzeniu… czyli jak masz np. ojca Greka i matkę Polkę, wtedy jak najbardziej, ale jeżeli Twoja rodzina jest polakami – że się tak wyrażę – z dziada pradziada, to nie masz już tego „luksusu” wyboru dziedzictwa, które będziesz kultywował, z tego względu że jako Polak, masz tylko jedno dziedzictwo (czyli coś odziedziczonego po biologicznych przodkach), zaś z dziedzictwa innych narodów można jedynie korzystać, ale nie kultywować (bo wtedy to się nazywa wynarodowienie). Przede wszystkim należy zrozumieć, ze zarówno rodzimowierstwo słowiańskie jak i religia helleńska to są religie ETNICZNE, więc – mówiąc dosadnie – jeśli nie jesteś Grekiem z pochodzenia, to nie masz prawa wyznawać ich religii, tak samo jak ktoś, kto nie jest z pochodzenia słowianinem nie ma prawa być rodzimowiercą słowiańskim. Takie jest moje zdanie w tej kwestii.
[religia] jest bezpośrednio związana z kulturą oraz mentalnością ludu, który te wierzenia wytworzył, stąd obcy nie będzie rozumiał Naszych wierzeń (oraz kultury i mentalności), gdyż odziedziczył po swoich przodkach inne archetypy niż te, które po przodkach odziedziczyliśmy My.
Pomijam wszelkie wątki dotyczące poziomu obu pogańskich religii, stopnia ich przetrwania itp. Żywo zainteresowała mnie kwestia zasadnicza: komu co wolno czcić.
Dziedzictwo przodków a religia
Pytanie zasadnicze brzmi zatem moim zdaniem: jakie obowiązki mamy wobec naszych biologicznych przodków. Po pierwsze więc, co oczywiste, ale nie dla każdego, biologicznie przekazuje się geny, a nie religię. Religia nie należy zatem do dziedzictwa biologicznego. Po drugie, dziedzictwo religijne, jakie przekazali nam nasi przodkowie, to rzymski katolicyzm. W pewnym momencie historycznym zdecydowali się porzucić wierzenia pogańskie i przyjąć chrześcijaństwo. Pomijam, że była to decyzja w dużej mierze wymuszona okolicznościami. Prawdopodobnie innego wyjścia nie było, albo chrześcijaństwo przyjęte dobrowolnie, albo – prędzej czy później – chrześcijaństwo wprowadzone mieczem i ogniem. Ale decyzja ta miała też swoją dobrą stronę – oznaczała wejście naszych przodków w krąg cywilizacji europejskiej i to wejście jako względnie niezależny podmiot polityczny, co z pewnością wyszło na rękę poddanym książąt i królów polskich. Ta decyzja również jest więc elementem dziedzictwa przodków. Dlatego właśnie argument o obowiązku wierności przodkom jest argumentem samobójczym i zdradza własną arbitralność.
Chciałbym być dobrze zrozumiany (co niestety nie zawsze mi się udaje): uznaję prawomocność tego argumentu, jako argumentu za wyborem rodzimowierstwa słowiańskiego, ale argument ten nie ma sensu, jako argument przeciw wyborowi innej religii pogańskiej.
Inna sprawa: czy w ogóle mamy obowiązek kultywować dziedzictwo przodków? Zacznę od karykatury: gdy kogoś przodkowie z dziada i pradziada byli pijakami, czy jego obowiązkiem jest kontynuować tę tradycję? Jeśli odpowiemy negatywnie, to znaczy, że w stosunku do dziedzictwa przyjmujemy postawę krytyczną, osądzamy je, wybieramy to, co uznajemy za wartościowe, odrzucamy to, co uznajemy za bezwartościowe. O jakim zatem w ogóle obowiązku mówimy? To oczywiste, że mało kto będzie odrzucał to co „swoje” na rzecz „obcego”, jeśli są to dobra porównywalnej wartości. „Swoje” jest pod ręką, łatwiej je przyjąć i kontynuować. Tak się jednak składa, że 1) „Swoje” wierzenia pogańskie wcale nie są „pod ręką”, przodkowie nam ich nie przekazali, musimy je odgrzebywać z ludowych klechd, dziecięcych wyliczanek, archeologicznych wykopalisk czy chrześcijańskich kronik. 2) – i tu się pewnie narażę rodzimowiercom – śmiem twierdzić, że to, co zostało nie jest porównywalnej wartości. Gdy po jednej stronie postawimy Homera i Hezjoda, Partenon i Panteon, dzieła Praksytelesa, Platona, Arystotelesa, Salustiosa i innych, to co, dla równowagi, możemy postawić po drugiej, słowiańskiej stronie?
Zatem: to nie obowiązek, to wybór. Wybór słowiańskich Bogów może być najrozmaiciej uzasadniany, od bycia samemu wybranym przez tychże Bogów, przez poczucie więzi z własnymi przodkami, aż do tego, co paradoksalnie może uchodzić na pierwszy rzut oka za słabość rodzimowierstwa słowiańskiego: skąpość źródeł daje większe pole dla własnej twórczości religijnej. Tak czy inaczej są to uzasadnienia wyboru, nie dowody obowiązku.
Religia duszy czy ducha?
Ale w naszym sporze dotknęliśmy też poważniejszego problemu: kształtu rekonstruowanego pogaństwa. Aby wyjaśnić moje stanowisko, posłużę się koncepcją niemieckiego filozofa Maxa Schelera. W swojej antropologii filozoficznej rozróżnił on w człowieku dwie sfery: duszę i ducha. Dusza to to, co ożywia ciało, jest z ciałem silnie związana, poruszają ją namiętności, tudzież sama jest ich źródłem, dusza to coś żywego, energicznego ale też śmiertelnego. Natomiast duch, w koncepcji Schelera odpowiada za czysty rozum i wolę, nie jest w takim stopniu związany z ciałem, jest więc nieśmiertelny.
Nie o koncepcji człowieka chcę jednak pisać – Scheler bowiem zastosował to rozróżnienie także do narodów, a ja przełożyłbym to także na religię. W kulturze, czyli różnorakich wytworach każdego narodu, da się wydzielić również twory duszy i twory ducha. Twory duszy są najbardziej związane z danym czasem, ze specyfiką danego miejsca, są tym, co oddaje charakter danego ludu. Ale przemijają razem z tym ludem, gdyż dusza jednego ludu danego czasu nie może ożywić innego ludu. Oprócz tworów duszy narody wytwarzają również duchowe elementy kultury, których wartość jest ogólnoludzka, niezwiązana ściśle z danym ludem, a przynajmniej „możliwa do pojęcia” także przez ludzi innych narodów. Do pewnego stopnia podział ten odpowiada podziałowi na kulturę popularną i wysoką. Wytworem polskiego ducha może być np. Szopen, który zachwyca ludzi wszelkich ras. Ale podejrzewa, ze za 200 lat nikt nie będzie pamiętał o disco-polo. Podobnie w literaturze. Mnóstwo książek cieszy się wielką sławą, autorzy zdobywają fortunę, ale, jak mawiał Stanisław Lem, o tym, czy książka jest naprawdę dobra, dowiadujemy się po tym, że ludzie czytają ją po 30 latach.
Sądzę, że obydwie te warstwy da się wyróżnić także w religiach. Weźmy powiedzmy buddyzm. Jego początki są hinduskie, ale jego duchowa treść weszła w symbiozę z duszami różnych narodów wydając tak odmienne formy, jak magicznie barwna wadżrajana czy ascetyczny zen. Buddyzm w Tybecie nie wyplenił lokalnych Bogów, ale uczynił z nich Strażników Dharmy. W Japoni nie przekształcił samurajów w rozmymłanych guru, ale nadał charakter religijnej sztuki ich treningowi.
Do rzeczy: uważam, że to samo dotyczy religii pogańskich. Przynajmniej, według mnie, powinno dotyczyć. Stanowisko, z którym polemizowałem zakłada utożsamienie religii z duszą narodu, czyni ją składnikiem duszy danego konkretnego narodu i zakłada, że nie może się ona przyjąć w narodzie obcym. Argument ten można usłyszeć, gdy zapytać katolików o religie orientalne – buddyzm czy hinduizm – mówią –wyrosły z zupełnie innej kultury, Europejczyk nie jest w stanie ich pojąć. Co ciekawe, chrześcijanom nie przeszkadza to w ewangelizowaniu mieszkańców Indii, choć przecież nie wyrośli oni ani w Galilei ani w Rzymie ani w Licheniu.
Jeśli zgadzamy się, co do tego, ze pierwszą fazą powinna być rekonstrukcja, to musimy zapytać, co chcemy zrekonstruować. Moim zdaniem próba ożywienia zmarłej duszy dawnej religii jest bezsensowna. Nasz czas i nasz naród ma swoją własną duszę. Winniśmy raczej odszukać ducha dawnej religii, to, co w niej najgłębsze i wiecznie prawdziwe. Inaczej pogaństwu grozi samozamknięcie w kulturowych rezerwatach i sprowadzenie do roli atrakcji dla turystów. Za taką atrakcję zresztą już uchodzą, czego dowodzi ostatni artykuł w Newsweeku, który zrecenzował Feanaro. Podobnie niestety dzieje się często w Grecji, gdzie ceremonie religijne hellenistó;w stają się pokarmem dla żądnych sensacji dziennikarzy. Sądzę, że nie o to chodzi. Co więcej, sam fakt, że wśród Polaków mamy wyznawców Bogów Olimpu ale również wyznawców Asów i Wanów dowodzi, ze religie te mają swój duchowy potencjał. W którym kierunku pójdzie jednak słowiańskie rodzimowierstwo? Gdy na stronie Rodzimej wiary czytam, że do rodzimej słowiańskiej wiary należą osoby które: – genetycznie należą do ludów słowiańskich, to nie napawa mnie to optymizmem.
no dobrze, czyli priorytetowym czynnikiem wyboru U PANA religii politeistycznej helleńskiej nad słowiańską była nikła zachowana wiedza o tradycji Słowian? Helleńska jest z politeistycznych religią o największym skarbcu wiedzy?
To nie było tak, w moim wypadku, że ustawiłem sobie odmiany pogaństwa i zacząłem się zastanawiać, którą wybrać. Najpierw zafascynowałem się Rzymem, jego cywilizacją (zbierałem nawet monety rzymskie), potem dopiero zacząłem poważniej traktować jego religię. W Słowiańsczyźnie nic mnie dotąd nie zafascynowało.
ukończył Pan Teologię katolicką i się nawrócił. Odnajduje tutaj podobieństwo do Juliana Apostaty. Fakt że podjął Pan takie studia świadczy iż jest Pan bardzo religijnym człowiekiem.Zatem, gdy odkrył Pan właściwą ścieżkę religijną potrzebuje Pan prawdopodobnie wiele tekstów,modlitw, o praktykach tradycji helleńskiej…
Prosiłbym nie bawić się w moją psychoanalizę 😉 Bardzo religijne osoby nie podejmują studiów teologicznych, wolą poświęcić czas modlitwom. Ja chciałem zrozumieć. Tekstów potrzebuje każdy, kto nie wychował się w danej tradycji, nie była mu ona przekazywana od dziecka. Dotyczy to także np. ateistów nawracających się na katolicyzm – często są to potem najbardziej świadomi katolicy.
A ja mam pytanie – jaki jest cel tego rodzaju felietonów, odnoszących się do pewnych zagadnień z pominięciem ich pełnego kontekstu (bez choćby np. wskazania pochodzenia cytatów), zamieszczonych po za miejscem z którego wywodzą się treści przyczyniające się do ich powstania? Z tego co pamiętam zdanie: „A od kiedy dla Slowian bogowie staroislandzcy sa „naszymi”?” było odpowiedzią na konkretne stwierdzenie: „Asatru to połączenie dwóch słów As i tru, nazwa ta wywodzi się z języka staroislandzkiego i oznacza ,,wierność Asom” czyli poprostu wierność naszym Bogom.” Inna sprawa, że wcale nie chodziło w tym wątku o to „Kogo czcić wolno Polakowi” nawet jeśli w świetle wyżej przytoczonych zdań trudno „staroislandzkich bogów” uznać za „naszych” biorąc pod uwagę, że zdecydowana większość Polaków to jednak Słowianie. O ile bowiem każdemu wolno wierzyć w co mu się żywnie podoba (co gwarantuje m.in. Konstytucja RP), to jednak mimo wszystko trudno staroislandzkich bogów nazwać słowiańskimi – czy się to komuś podoba czy nie. I za tamtejszym wątkiem bo nawet jeśli dla kogoś „element etniczny nie stanowi jedynego czy najważniejszego określnika tożsamości” to jednak pewne znaczenie jednak odgrywa (być może nie jest jedyny, ani być może nawet nie najważniejszy, ale jednak jest dość ważny). I właśnie dla tego, że każdy może wierzyć sobie w co chce (a nie dla tego „Kogo czcić wolno lub nie Polakowi”), nawet jeśli staroislandzcy bogowie są „twoimi”, to już nie koniecznie są „nasi”, słowiańscy… I właśnie między innym z tego względu że każdy może sobie wierzyć w co chce, powinieneś dodatkowo unikać zbytnich uogólnień w swoich twierdzeniach, szczególnie przypisywanych osobom trzecim.
PS. Do cytowanych wypowiedzi Blizbora nie będę się odnosił bo w wielu kwestiach nie podzielam jego stanowisk, a po za tym doskonale zapewne może to uczynić sam jeślibyś go tylko o to poprosił.
Trudno taki esej wklejać na forum. Dla mnie dyskusja stanowi inspirację do dalszych przemyśleń, które co jakiś czas zbieram i przekształcam w bardziej dopracowany tekst niż wypowiedzi, jakie padają w ferworze sporu.
Może bym i ja tak myślał, dopóki nie padły zdania o obowiązku kontynuacji dziedzictwa własnych przodków. Skoro jest obowiązek, to już nie jest tak, iż każdemu wolno wierzyć w co mu się żywnie podoba.
Nikt nie twierdził, że są słowiańscy, ale dla niektórych są „nasi”. Nie w sensie „nas”-Słowian, ale nas, niektórych Polaków, członków takiego czy innego kindredu.
Odgrywa, w moim przypadku określa moje zaangażowanie polityczne. Członkostwo w narodzie bezpośrednio przekłada się na politykę. Wpływa też na to, że staram się pisać po polsku, w zgodzie z regułami ortografii (np. dla_tego – piszemy razem). Ale dlaczego niby musiałby określać przynależność religijną?
A gdzieżem to uczynił? Większość tego, co napisałem najpierw napisałem na forum – obecnie nie mam już tam możliwości pisania, ale zdążyłem napisać, iż dyskusję ze swojej strony podsumowałem na blogu (strona 7), tak więc Bilzbor mógł się odnieść, jeśliby chciał.
W pełni się zgadzam, dlatego po wyborze staram się nie mieszać jeśli nie trzeba(NewAge’owyego :D)
To chyba zbytnie uproszczenie. To prawda, że można dojrzeć ich wspólne struktury, wiele podobieństw, co nie zmienia faktu, że Grekom i Rzymianom dane było te struktury rozwinąć w stopniu, w jakim nie dane było innym ludom indoeuropejskim, i to oni nadali ogólną formę duchową współczesnej cywilizacji Zachodu, która ożywiana jest z kolei przez dusze poszczególnych narodów. Kto wie, może z punktu widzenia Greka-hellenisty ja jestem hellenistą na typowo słowiański sposób? Któż wie?
Tak czy inaczej: dla religia jest sprawą kultury, ducha a nie genów. W genach możemy mieć jedynie skłonność do religijności jako takiej, ewentualnie bardzo ogólnego jej charakteru.
Swoją drogą ciekawy jestem, gdyby mnie genetycy porządnie przebadali, w jakim stopniu jestem Słowianinem, w jakim Germanem a w jakim… Żydem 😀
I jeszcze odnośnie samej końcówki”Nasz czas i nasz naród ma swoją własną duszę. Winniśmy raczej odszukać ducha dawnej religii, to, co w niej najgłębsze i wiecznie prawdziwe.”, co chyba nie powinno być tożsame z bezkrytycznym przyjmowaniem obcych systemów, szczególnie gdy posiadamy własne źródła pochodzenia tej „własnej duszy”… To natomiast że „wśród Polaków mamy wyznawców Bogów Olimpu ale również wyznawców Asów i Wanów dowodzi, ze religie te mają swój duchowy potencjał” świadczy że pewne religie mają pewne (mniej lub więcej) aspekty wspólne, wywodzące się np. ze wspólnego praindoeuropejskiego korzenia. Równie niebezpieczne natomiast jak „samozamknięcie w kulturowych rezerwatach” może być zbyt dalekie mieszanie różnych systemów, prowadzące do NewAge’owyego miszmaszu lub karkołomnych karykatur tychże systemów. Warto tu więc zachować pewien obiektywizm i nie popadać w skrajności. W którym kierunku pójdzie natomiast słowiańskie rodzimowierstwo? Z pewnością nie będą o tym decydować wyłącznie zapisy ze strony ZW Rodzima Wiara (podobnie jak nie będzie zapewne decydować bezkrytyczne kalkowanie i przyjmowanie obcych panteonów), lecz wykształcą się na drodze naturalnej ewolucji tegoż systemu.
A przepraszam – dopiero teraz odkryłem, że linkiem wskazującym źródła cytatów jest nick Blizbora (co jednak generalnie nie zmienia kontekstu moich wcześniejszej wypowiedzi)…
JW – do cytowanych wypowiedzi Blizbora nie będę się odnosił bo w wielu kwestiach nie podzielam jego stanowiska – niemniej zbyt daleko idące uogólnienia przeprowadzone na ich podstawie (wypowiedzi jednej tylko osoby, nie będącej nawet formalnym reprezentantem którejś ze wspólnot r.) prowadzić mogą tylko do kolejnych wypaczeń i popadania w skrajności.
zacznijmy od tego, że nie ma czegoś takiego, jak „RASA SŁOWIAN”. Słowiańszczyzna, podobnie jak Celtyckość, to KULTURA. Słowianinem jest ten, kto mówi, myśli i czuje po słowiańsku, choćby pochodził z Chin czy Afryki – jeżeli jest oczywiście dobrze zasymilowany. Analogicznie Celtem jest ten, kto myśli, mówi i czuje po celtycku. „Krew i rasa” to wartości typowo germańskie, choć wielu Germanów obecnie odżegnuje się od tego z powodu wiadomych skojarzeń.
Śmieszą mnie też teksty niektórych zwolenników „czystości rasy”, że Polska jest jednolita genetycznie. Owszem, jest to prawda – tyle,że nie przez „odrębność rasową”, a przez to, że… jest praktcznie doskonale, równomiernie wymieszana! Prawie każdy Polak ma w sobie geny słowiańskie, tatarskie, żydowskie, germańskie… A ponieważ od wieków ludność Polski się przemieszcza (choćby ze wsi do miast, z jednych kresów na drugie, itd), więc jesteśmy praktycznie idealnie wymieszani NA CAŁYM TERENIE POLSKI. I na tym polega „jednolitość”, o której można w rzeczywistości mówić.
Ja jestem rodzimowiercą słowiańskim, gdyż czuję więź ze słowiańskimi Bogami, kulturą i językiem, nie ze względu na geny. Owszem, zostałem wychowany w kulturze słowiańskiej, owszem, pochodzę z polskiej rodziny, ale biologia nie ma nic do rzeczy w dziedzinie przekonań – gdybym został wychowany np. w Australii, byłbym Australijczykiem, gdybym się wychował wśród Niemców, byłbym Niemcem, itd. Naród to to, w czym się wychowa i z czym się utożsamia.
Sława!
(najpierw przepraszam, ze tak późno zauważyłem ten komentarz)
Jak na razie – pełna zgoda. Tyle, że ja idę jeszcze dalej: dla mnie religia może nie być związana również z narodem rozumianym kulturowo. Ktoś może być dobrym i prawdziwym Polakiem i hinduistą, buddystą, asatryjczykiem, czy hellenistą. Nie ma się co oszukiwać: w ciągu ostatnich 2,5 tys. lat zatryumfowały religie uniwersalistyczne kosztem etnicznych. Sądzę, że warto w ramach politeizmu przyswoić tę lekcję i przemyśleć, jaką drogę dla odradzającego się pogaństwa obrać. Można oczywiście dyskutować, czy nadmiar różnych religii jest korzystny, jednak wyznając hellenizm nie uważam, by była to religia obca Polakom. Hymny do Afrodyty pisał już Jan Kochanowski a od tego czasu powstało na cześć różnych bogów Olimpu ich całkiem sporo.