Dlaczego nie lubię neoplatoników

Neoplatonicy byli ostatnimi reprezentantami wolnej myśli pogańskiej, zanim została ona zdławiona przez chrześcijaństwo. Podjęli ostatnią próbę ocalenia wiary przodków. Z tego kręgu wywodził się wszak Porfiriusz, Julian, Salustios, Proklos i wielu innych wybitnych filozofów i teologów późnej starożytności. Neoplatończycy nie ulegli presji chrześcijańskich władców, wybierając raczej wygnanie niż niewolę umysłów, nawet, jeśliby zapewniła im ona zaszczyty, profity, czy choćby spokojne warunki do nauczania. Trwali na uboczu, aż do X wieku pielęgnując i rozwijając myśl filozoficzną, praktykując dawne obrzędy czy teurgię. Potem, zasiane przez nich ziarno wzrosło niespodziewania we Włoszech podważając już na zawsze monopol katolicki w sferze myśli. Za wszystko to, winniśmy im wdzięczność i pamięć.

Choć zasadniczy kierunek neoplatoników – nadanie racjonalnej, filozoficznej podstawy religii pogańskiej, jest mi bliski, a nawet w pełni się z nim utożsamiam, to jednak szereg właściwości tej filozofii czyni ją dla mnie niemożliwą do przyjęcia.

Przede wszystkim, neoplatonicy przeniknięci byli tą samą chorobą, co cała ich epoka, chorobą wyobcowania ze świata, ze społeczeństwa. Czy to dlatego, że późne Imperium nie pozostawiało zbyt dużego pola do aktywności społecznej, zwłaszcza politycznej dla zwykłych ludzi systematycznie ograniczając ich znaczenie i spychając do sfery prywatnej, czy odwrotnie, ludzie pod wpływem nowych idei sami zaczęli się z życia wycofywać, dość powiedzieć, że ten świat, ta rzeczywistość już się dla nich nie liczyła. Więcej, zaczęła uchodzić za coś marnego i skażonego, za miejsce czasowej niewoli ducha. Przejawiało się to również w ascetycznym stosunku do ciała, praktykowaniu „pitagorejskiego życia” z wegetarianizmem, celibatem, nocnymi czuwaniami itd. Ostatecznym celem tak religii jak i filozofii było „zbawienie”, wyzwolenie z okowów materii i ucieczka w świat ducha. Te cechy mentalności późnego antyku przejawiały się tak w pogaństwie, jak i dały pożywkę pod tryumf chrześcijaństwa.

Z wszystkimi tymi założeniami głęboko się nie zgadzam. Duch dawnego pogaństwa, który przenika dzieła Homera jest duchem afirmacji tego świata, tego życia, włączając w to mężną afirmację jego mniej przyjemnych stron, cierpienia, straty, śmierci. Śmierci nie można uniknąć, ale można wpłynąć na to jak umrzemy, czy będzie to śmierć przynosząca chwałę nam, naszym przodkom i naszym potomkom. A póki żyjemy, należy żyć, jakby po śmierci nie czekało nas żadne przyszłe życie, albo jakby życie to było upiornym i mglistym bytowaniem w hadesie. Nie oznacza to, że – zgodnie z maksymą – skoro piekła nie ma, używaj ile chcesz, wszystko wolno. Przeciwnie! Skoro w zaświatach nie czeka nas nic, albo nic przyjemnego, to wówczas właśnie to życie jest czasem, gdy mamy osiągnąć szczęście. Ale szczęściem nie jest przecież chwilowa rozkosz, jest osiągnięcie zgodności między własną, rozwiniętą naturą, a światem na zewnątrz. Dlatego dawne pogaństwo zachęcało, by rozwinąć wszelkie swoje moce, w jakie zostaliśmy przez Bogów obdarzeni (a nie tylko intelekt), a rozwinąwszy, wywalczyć sobie miejsce na tym świecie, w którym moce te mogłyby służyć nam i społeczeństwu, którego jesteśmy członkami. Dlatego odważnie zmieniali świat, a nie tylko grzęźli w wewnętrznych medytacjach nad Absolutem.

Poza tym, nie uważam, abyśmy my, czy nasze dusze potrzebowali „zbawienia”. Potrzebujemy męstwa, rozsądku, umiarkowania i wytrwałości, a nie „zbawienia”. Potrzebujemy wiedzieć, jak pokierować mądrze (czyli ku szczęściu) tym życiem, a nie jak się ono będzie toczyło w zaświatach.

Oprócz tych etycznych raczej powodów mojej niechęci do filozofii neoplatońskiej są też bardziej filozoficzne. Nad neoplatonikami ciąży bowiem brzemię Parmenidesa. Ten założyciel szkoły eleackiej głosił tak dalekie oderwanie się od świata, że zanegował w ogóle świadectwo naszych zmysłów. Uważał, iż tylko rozum daje nam poznanie pewne. A cóż mówił mu rozum? Najsłynniejsze jego zdanie uproszczone do sentencji brzmi: „byt jest, a niebytu nie ma”. Na pierwszy rzut oka trudno się z nim nie zgodzić i zapewne czytelnik, po chwili zastanowienia również twierdząco pokiwa głową. Może jednak przyjdzie pewne otrzeźwienie, gdy dowiemy się, jakie są logiczne konsekwencje tej tezy. Zdaniem Parmenidesa wynika z tego, że istnieje tylko jeden byt, bo gdyby miało istnieć coś innego, to wówczas nie było by bytem, czyli musiałoby być niebytem, ale wszak niebytu nie ma, więc nic innego poza bytem nie istnieje. Byt nie tylko jest jeden, ale jest też doskonale prosty, nie składa się z żadnych części, bo gdybyż składał się z części, to musiałyby one być czymś innym, niż on sam, czyli niebytem, a niebytu nie ma. Ten jeden, doskonale prosty byt jest także niezmienny, bo w cóż by mógł się zmienić? W coś, co nim nie jest, czyli w niebyt? Ale przecież niebytu nie ma! To, co mówią nam zatem nasze oczy, że jest wiele bytów, że są złożone i zmienne, jest więc wyłącznie złudzeniem, iluzją, którą trzeba odrzucić. Platon usiłował pogodzić to stanowisko z bardziej realistycznym i empirycznym poglądem Heraklita. Dokonał tego w ten sposób, że wydzieli dwa aspekty świata, albo też w ogóle dwa światy. Eleacki byt utożsamił z ideami, którym przysługuje większość właściwości bytu Parmenidesa i to właśnie z ideami wiąże się prawdziwe poznanie. Świat materialny, który jest tylko nędznym odzwierciedleniem idei, stanowi co najwyżej przedmiot mnie mania.

Również orficka koncepcja wędrówki dusz i ich upadku wpasowała się w ten schemat, gdyż to świat idei okazał się być najwłaściwszym miejscem dla duszy, do którego ona winna dążyć zaprawiając się w filozofii i ascezie.

Tylko krok od takiej koncepcji do utożsamienia owego prostego, niezmiennego bytu z Bogiem czy Bogami. Nic dziwnego, że Platona irytowały mity, które przypisują Bogom wręcz przeciwne atrybuty: Bogowie są zmienni, mogą zmieniać swą postać, posiadają różne cechy, co wyklucza prostotę i nie są doskonali.

Odrzucam tezę, iż to co proste, niezmienne, jedyne jest tym samym doskonałe. Przeciwnie! Przecież wówczas kamień musiałby uchodzić za byt doskonalszy od myszy! Jest wszak bardziej niezmienny, mniej zróżnicowany, mniej zależny od otoczenia, a zatem bardziej pojedynczy. Sądzę, ze właściwości, które Parmenides przypisał bytowi odpowiadają nie tyle Bogom, ale czemuś, z czego wszystko, jak głosi mit, powstało — pierwotnemu Chaosowi. Jako absolutnie nieokreślony jest on wszak niepodzielny, niezmienny, jedyny. A jednak coś w nim musiało być więcej, niż owa prostota, niezmienność, jedyność. Musiała być na tej pseudodoskonałości jakaś skaza, skoro z Chaosu wyłonił się świat. Osobiście uważam świat za doskonalszy byt niż chaos, chociaż świat jest zmienny i nieskończenie złożony.

Dopowiedzmy: na czym polega owa „doskonałość” bytu Parmenidesa? Na zbieżności z logiką Parmenidesa, z logiką, która po prostu nie potrafi sobie poradzić ze zmiennością i wielością bytów. Ale czy fakt, iż świat jest zmienny i pluralistyczny nie świadczy raczej źle o rozumie Parmenidesa niż o świecie?

Co sądzisz o tym wpisie?
  • Genialny (1)
  • Świetny (0)
  • Niezły (0)
  • Kiepski (0)
  • Beznadziejny (0)

Tags: ,

2 komentarze to "Dlaczego nie lubię neoplatoników"

  1. Avatar E pisze:

    1) niezmienność i trwałość miały oddawać zupełność i samowystarczalność – to atrybuty metafizyczne a nie kategorialno-jakościowe
    2) Platon dodał do tych atrybutów ruch, tym bardziej ze uwzglednił duszę (dusza porusza). (Sofista, Timajos)
    3) Ruch ten stał się u neoplatoników życiem-w-wieczności, albo życiem-wieczności
    4) Z biografii nepolatoników nie wynika że byli wycofani z życia społecznego. Dystans miał być postawą ciągłej-świadomośći-różnicy między tym co doświadczam zmysłowo a naturą tego co jest podmiotem doświadczenia (naturą duchową). To co dziś jest modne pod nazwą ‚medytacji’. Ta różnica nie neguje fundamentalnego pokrewieństwa – wszystko to co doświadczamy „żyje” życiem tej samej duszy świata, którą my jesteśmy. Stąd w istocie, człowiek doświadcza pokrewieństwa z rzeczywistością na głębszym poziomie nie-idyntyfikowalnym w poznianiu zmysłowym w sensie scislym (te pokrewienstwo nie jest czymś co ma kolor i kształty, więc nie poznaje się go oczami i uszami – mówiąc wprost)

    • Rutilius Rutilius pisze:

      Cóż, w dziedzinie filozofii jestem i zostanę amatorem, może oceniam neoplatoników niesprawiedliwie, przez pryzmat ich epigonów. Ale czyż w praktyce świat zmysłowy i duchowy nie układają się hierarchicznie tak, że po jednej stronie grupuje się prawda i byt, gdy po drugiej ułuda, czy koncepcja emanacji nie uzasadnia pogardy dla materii, ascezy itd?
      Poza tym neoplatonizm mimo wszystko wkroczył na racjonalistyczną (antyempiryczną) równię pochyłą prowadzącą do monoteizmu, najwyższy byt był najwyższą doskonałością, niższe emanacje, jako późniejsze, były „gorsze” – mylę się?
      Tak czy inaczej poświęcę temu kierunkowi więcej uwagi, choćby po to, by spróbować lepiej zrozumieć gdzie się z nim nie zgadzam.

Skomentuj Rutilius Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Pogańska teologia, filozofia, kultura

Strona korzysta z ciasteczek (cookies)! Wiećej

The cookie settings on this website are set to "allow cookies" to give you the best browsing experience possible. If you continue to use this website without changing your cookie settings or you click "Accept" below then you are consenting to this.

Zamknij