Zmierzch Bogów – preludium

Wyśpiewaj dziś Muzo plan tytana haniebny,
co ród człowieczy w niewolę zakuł posępną
Aby się spełnił wyrok na ludziach odwieczny
By odebrali swoją nauczkę konieczną.

Powziął go gdy tkwił przykuty do skał Kaukaza
Myśl pokrętna i mściwa cierpieniem karmiona
była planu piastunką co czujnie dogląda
dziecię nim wyrośnie i los swój wykona

Lat trzydzieści dojrzewał w sercu Prometeja
by jak chłopię, co lat swych dorosło już męskich
Własnym czynem zapisać ognisty ślad w dziejach
Niosąc ludziom i Bogom czas mroków i klęski

Gdybyś wiedział jaki los nam gotujesz srogi
kiedy strzałą swą rączą orła zestrzeliłeś
nie dał byś Heraklu, synu Zeusa drogi
do serca swego przystępu litości ckliwej

Gdybyś wiedział jaka nędza spadnie na Bogi
zostawiłbyś tytana na Kaukazu ścianie
Gdybyś wiedział, co tytan ci samemu zrobi
Ale któż przyszły przejrzy los nim on się stanie?

Jakże to było, opowiedz nam dzisiaj Muzo,
Gdy uwolnion od kaźni mściwy tytan uszedł
by Zeusa zmylić, błądził po ziemi długo
i przed wzrokiem Bogów ukrywał swą duszę,

Opowiem wam mit mroczny, o Bogów upadku, co w czasach zamierzchłych świat w chaos wtrącił a i dziś jeszcze ludziom rozsądnym dreszczem niepokoju potrafi spokój zburzyć.
Gdy Prometeusz przez Herekla od kaźni straszliwej uwolniony zniknął wszystkim z oczu stwarzając umiejętnie pozory życzliwości, zawitał razu pewnego do Wschodniej Krainy, gdzie Kronos wygnany miał sobie wyznaczone przez Zeusa miejsce panowania. Niewielki to był skrawek ziemi nad morzem, lud tam mieszkał nieliczny, acz o karku twardym.

Kronos jednak szybko sobie tubylców zaskarbił, gdyż wszelkie dziwy żywiołów – w czym tytani przodują – robiły na nich duże wrażenie: wszelakie nagłe burze, spadające z nieba głazy, potopy i nieoczekiwane wód ustępowanie czy z ziemi tryskanie wprawiały ich w bydlęcy podziw i wynagradzali go obfitymi ofiarami. Do tegoż tytana przybył Prometej, z nim to rozmowy zażądał.
– Witaj o najpotężniejszy z tytanów rodu! Rad żem cię widzieć, choć serce ból ściska widząc jak tak potężny Bóg tak marną otrzymał dolę.
– Nie cięższa ona od twojej o najprzebieglejszy. Karmią mnie tu dobrze choć skąpo, ale przynajmniej mi orzeł wątroby nie pożera.
Grymas wywołany wspomnieniem dawnego cierpienia nie na długo zmienił twarz gościa, znać, że nie przybył tu by własne męki rozpamiętywać.
– Ja poniekąd sprawiedliwie męki swe znosiłem, chciałem ludzkości spod panowania syna twego podstępem wydrzeć, przekupić ich swymi względami. Na nic się to jednak zdało. Pamięta ktoś o mnie w ludzkich plemionach? Jeśli nawet, to i tak większą cześć oddają potęgom Jaśniejących. Ale twoja krzywda jawną niesprawiedliwością jest przecie, władzę tobie należną siłą ci odebrano a ciebie poniżono w to cuchnące miejsce zsyłając.
Chętnie słuchał tytan słów tak dla niego miłych, choć sam znać nigdy myśli takich nie powziął. Siłą samą władający przywykł sile ulegać. Toteż powiedział:
– Taki to już nasz los, przegranych. I tak być mogło gorzej, gdyby mnie do Tartaru syn zrzucił.
– Jakże to, Kronosie, takiś potężny i z losem się godzisz? To śmiertelników droga, a i co nędzniejszych milcząco cudze wyroki znosić.
– Cóż jednak mogę? Czyż Zeus nie dowiódł, że wraz z braćmi w walce nade mną góruje? Czyż mam sam jeden, przez innych tytanów opuszczony wojnę wszcząć na nowo i znów przed większą potęgą się skruszyć, a może i gorszą karę otrzymać?
– Nie jesteś sam, tytanów królu, jam przy tobie!
– A cóż tym możesz? Tyś z tytanów najsłabszy!
– Ale rozsądek i przebiegłość we mnie największa. I potrafię ci pomóc, nawet jeśli nie pełnię władzy odzyskać, to przynajmniej królestwo twoje zwielokrotnić i synowi twemu boleśnie dokuczyć, a może i władzy pozbawić.
Tu wyprostował się Kronos na tronie swoim, oczy rozwarł zdumiony. Dawna żądza budzić się niem zaczęła ze snu długiego.
– Jakżeś to umyślił, Prometeju dumny? Prawdziwie wydrzeć możesz coś z mego syna władztwa?
– Wykraść i podstępem pozbawić raczej. Długom na skałach Kaukazu wisiał. A gdy wątroba powoli odrastała czas stawał się dłuższy jeszcze. Nie trwoniłem go na czcze skargi, ale na zemsty obmyślanie. To marzenie skuteczniej ból mój łagodziło, niźli ambrozji czara na ranę wylana. Nie wiem ja, jak nad światem władzę Zeusowi wydrzeć, ale jak ludzi na powrót im odebrać. Nam się oni, nie tym z Olimpu, należą i do nas należeć będą – daję słowo. Jam poznał ludzi, niejednego wszak sam stworzyłem chytrości do zwierza dolewając. Wiem gdzie ich słabość i jak ich zwieść łatwo. Ja sprawię, że ich miłość się odmieni, będą nędzę miłować, nie bogactwo, prostactwo a mądrością wzgardzą, brzydotę, a od piękna się odwrócą, lepszych od siebie precz wygnają i tobie jednemu ofiary składać będą.
– Jeśli takich dziwów potrafisz dokonać, toś potężniejszy od wszystkich bogów chyba. Uczyń tak czym prędzej.
– Dzieło takie musi potrwać i pracy wielkiej wymagać będzie. Ale za darmo ci tego nie uczynię. Dla siebie też czegoś pragnę.
– Czegóż to żądasz?
– Na Styks przysięgniesz, że nigdy mnie nie pożresz. Tron, który ci zwrócę, ze mną dzielić będziesz.
– Ja chcę być jedyny! – przerwie Kronos zagniewany.
– Tak też zwać cię będą, „Bóg jedyny”, ale czyż sam potrafisz mądrości Zeusa się oprzeć? Potrzebny ci jestem. A nie domagam się z tobą równości, jedynie udziału w twej mocy, której – przysięgam – nigdy przeciw tobie nie skieruję. I rzecz jeszcze jedna. I jeszcze dwie rzeczy, mniejszej wagi mi udzielisz. Nieco twojej mocy nad żywiołami mi potrzeba, by ludzi zachwycić, gdy pomiędzy nich zejdę i w pamięci się wyryć. Pokochają mnie za władzą nad jeziorem i chleba rozmnażanie. A najpierw swym synem mnie ogłosisz.
– Zgoda Prometeju – rzekł Kronos ucieszony, że o niewiele tak prosi. Dawniej z jedenastoma tytanami musiał się królując liczyć, teraz tylko jeden Prometeusz będzie z nim władzę dzielił. Za nagrodę tak słodką niewielka zaiste to cena. O ileż łatwiej będzie ją zapłacić, gdy na rzecz syna. Któryż z tytanów nie byłby dumny z takiego potomka jakiego Japet spłodził, który choć siłą wielu ustępuje, przebiegłością wszystkich przewyższa. Wyciągnął zatem Kronos na Promoteuszem swe ręce i rzekł: – Tyś jest mój syn umiłowany…
– Nie teraz! Niech ludzie to usłyszą. Najpierw mi uwierzą i słuchać będą słów moich, ale potem krwią przypieczętuję te słowa. Zginę najstraszniejszą znaną im śmiercią, która niczym będzie dla mnie, com zaznał orła Ethona u skał Kaukazu. Wmówię im, że to dla nich właśnie, że ciebie obrazili i aby cię przebłagać takiej ofiary trzeba. I pokochają mnie za to i czuć będą wdzięczność i współczuć mi będą. Tym ich zwiążę. Ciebie się bać będą, mnie kochać, tak ich pojmiemy.
– Ale ofiary! Czy będą mi składać ofiary? – zapyta Kronos nigdy nienasycony.
– Kiedyś, na złość Zeusowi, ustanowiłem dla nich ofiarę ze zwierząt, która im korzyść przynosiła. Nie mi ją jednak składali, nie zbuntowali się przeciw Jaśniejącym. Tak jak ogień, który dla nich wykradłem, zamiast przeciw Bogom użyć, w świątyniach nim czcić ich zaczęli. Za ich wzgardę teraz nową formułę ustanowię. Za moim przykładem sami siebie będą tobie w ofierze składać. Własne ciała kaleczyć będą i głodzić. Uczynią się kastratami dla ciebie, całą majętność dla ciebie oddadzą i jeszcze dziękować ci będą. W strachu przed tobą oczy będą zamykać zasypiając i wszystko co uczynią za twoją łaskę mieć będą. Kęsa chleba we własnym pocie zapracowanego nie spożyją tobie nie dziękując a śmierci z tęsknotą wyczekiwać będą by do nóg twoich paść. Wolni i niewolni staną się niewolnikami twoimi. Mędrcy staną się głupcami, gdy twoje imię usłyszą. Królowie w wory się obloką i pełzać będą przed tobą. Nie znał ród człowieczy takiej niewoli, jaką teraz zaznają. Wystarczy nazwać pęta miłością – tak miękkie to serca – a przyjmą je z wdzięcznością.
Tak mówił Prometej, serce tytana radując. Tak zawiązali podziemne sprzysiężenie, które było pierwszym krokiem w ziszczeniu prometeuszowego planu.


Wyjaśnienia:
Jaśniejący: tak przekładam na polski termin Olimpijczycy. Nazwa Olimpos wywodzi się od słowa ololampe – olśniewać, rozbłyskać – gdyż góra ta była rozjaśniana błyskawicami. Oczywiście góra jest tylko metaforą najwyższego grona Bogów. Słowo Jaśniejący – sądzę, że dobrze oddaje ich znaczenie dla ludzkości.
Czas mroków: „teurg neoplatoński – Antoninos – syn Sozypatry, oddający się obrzędom pogańskim w Kanopus, w niezwykle dramatycznych wizjach przepowiadał swoim uczniom upadek starych bogów. Dzięki zdolnościom profetycznym, które odziedziczył po matce, przewidział zniszczenie wielkiej i świętej świątyni Serapisa i innych świątyń w Egipcie. Po ich zagładzie i zamianie w ‚groby’ (czyli kościoły) głosi, że nastąpi ‚bezkształtna ciemność’, a ‚mityczna i szpetna mroczność opanuje wszystkie najpiękniejsze rzeczy na ziemi’. Wieszczył więc, że czasy współczesne znajdą się znowu, jak w praczasach, pod włądzą mitologicznych bestii Gigantów i Tytanów, uosabiających nieokiełznane siły irracjonalności, które zgotują zagładę światu olimpijskiej doskonałości, światłości i rozumu” (Maria Dzielska, Hypatia z Aleksandrii, s.147).

 

Co sądzisz o tym wpisie?
  • Genialny (0)
  • Świetny (1)
  • Niezły (2)
  • Kiepski (0)
  • Beznadziejny (2)

Tags:

2 komentarze to "Zmierzch Bogów – preludium"

  1. Avatar Pacal_II pisze:

    Ha, to ciekawe, bo zawsze mi się właśnie wydawało, że Kronos i Jachwe to ten sam Bóg. Zresztą chyba religioznawcy też uważają, że Bogowie ci mają wspólny rodowód. Podległa im sobota i siódme niebo, oboje zazdrośni i gniewni…

Skomentuj Zaratustra Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Pogańska teologia, filozofia, kultura

Strona korzysta z ciasteczek (cookies)! Wiećej

The cookie settings on this website are set to "allow cookies" to give you the best browsing experience possible. If you continue to use this website without changing your cookie settings or you click "Accept" below then you are consenting to this.

Zamknij