Wina i zmaza, czyli dlaczego poganie się nie spowiadają

Często chrześcijanom, a nawet poganom na pierwszych etapach swej drogi wydaje się dziwne, że w pogaństwie tak niewielkie znaczenie przywiązuje się do pojęcia grzechu, jeśli w ogóle ono występuje. Brak odpowiednika sakramentu spowiedzi, rachunku sumienia czy dyspensy prowadzi niektórych do wniosku, że poganie to jacyś straszliwi immoraliści, albo że pogaństwo jako religie nie przyczynia się w ogóle do ich "postępu moralnego". Zamiast tego uznają jakieś barbarzyńskie pojęcia w rodzaju "nieczystości rytualnej", "dyshonoru/hańby" itp., które stoją raczej bliżej zabobonu niż poważnej, etycznej, humanistycznej religii.

Jak to zwykle w bajkach bywa, rzeczywistość nie jest tak prosta. Znalazłem właśnie w książce Waltera Burkerta, wybitnego znawcy starożytnej religii greckiej, Stwarzanie świętości, fragment doskonale opisujący ten problem, więc uznałem, że najlepiej jak go tu wkleję:

 

Analiza ta daje podstawy do przemyślenia pewnych poglądów, które od dawna dominowały w badaniach nad grecką historią intelektualną, a mianowicie, że koncepcje zmazy i winy stanowią dwa etapy w ewo­lucji umysłu ludzkiego; przy czym strach wobec zmazy uznawano za pierwotniejszy, dlatego też miałby on pojawić się wcześniej w rozwoju cywilizacji, podczas gdy wina byłaby nowocześniejsza i odzwierciedlała przebudzenie samoświadomości. Pojęcie winy wiąże się z etyką spersonalizowaną, podczas gdy zmaza przynależy do epoki kamienia. Kurt Latte w 1920 opublikował erudycyjny i jednocześnie zagmatwany arty­kuł Schuld und Suhne in der griechischen Religion, w którym próbował wykazać, że Grecy wypracowali racjonalną koncepcję osobistej winy dopiero w epoce dojrzałej, a punktem wyjścia było dla nich nieosobowe i prymitywne „tabu". W jeszcze bardziej ogólny i zarazem sugestywny sposób został zatytułowany ważny rozdział książki E.R. Doddsa, Grecy i irracjonalność: „Od kultury wstydu do kultury winy", co wskazuje na wiarę autora w tezę o rozwoju zmierzającym ku świadomości bardziej osobistej. Tytuł Doddsa wywarł wielki wpływ na późniejsze badania; spotkał się również z silną krytyką ze strony antropologów i filozofów moralności.

Najprawdopodobniej „historia umysłu" nie jest ani linearna, ani wyraźnie postępowa. Alternatywy mogą współistnieć lub nieregular­nie po sobie następować. […] Prowadzi to do wniosku, że dwa modele przyczynowości są paralelne pod względem okoliczności ich stosowania i pełnionej funkcji, zostają zatem zmieszane w „działaniu" — dość przypomnieć Iliadęa może nawet i w „pochodzeniu". Zmaza sprzyja powstawaniu uczucia niepo­koju, porównywalnego z paniką, którą wywołuje wpadnięcie w po­trzask. Lecz jedna interpretacja może skutecznie być zastąpiona przez drugą; ich wymienność jest pierwszym krokiem do wyleczenia. Na­leży ustalić strukturę przyczyny i możliwego środka uśmierzenia zła. Można odwoływać się do sfery spersonalizowanej (wyrażenie skruchy i skierowanie jej ku przełożonemu, co powinno mu sprawić przyjem­ność) lub do obrazu zabrudzenia (uspokojenie się na chwilę i poddanie nieprzyjemnym, choć koniecznym zabiegom pozwoli odzyskać po­przedni status w świecie). Różnica pojawia się na poziomie werbaliza­cji. O ile koncepcje winy, gniewu i kary domagają się opowieści, o tyle ogłoszenie zmazy wzywa raczej do ciszy. Nie ma miejsca na omawianie brudu; trzeba go po prostu usunąć praktycznymi metodami.

Wybór między alternatywnymi modelami winy i zmazy, lub nawet modelem trzecim, złośliwej agresji, zależy od uznanych form interakcji funkcjonujących w społeczeństwie lub mniejszej grupie, które rozcią­gają się od zachowań bardzo agresywnych aż po grzeczne i wytworne. Wracamy tu do typologii cywilizacji. Jeśli najważniejsze jest zachowa­nie twarzy i poczucie wstydu, konstrukt zmazy może być środkiem ratującym ważne jednostki przed utratą pozycji społecznej, choć jed­nocześnie obarczającym je winą w sposób pośredni. Taki los przydarza się każdemu, kto wdepnął w błoto i w milczeniu podejmuje stosowne środki przywracające czystość. Jeśli morderca w wyniku swego czy­nu musi udać się na wygnanie, jest to bardzo ciężka kara; inne formy oczyszczeń mogą być jednak równie nieprzyjemne. Chłostę można określić jako katharmos: „wytrzepcie z niego zło". Chociaż nie jest to kara, chodzi o pewną formę uznania konsekwencji swego czynu. Nawet boga można ogłosić nieczystym i nakazać mu poddanie się procesowi oczyszczenia, jak ma to miejsce w micie o Apollonie, bogu oczysz­czeń. Jednak grecki bóg nigdy nie mógłby „wyznać grzechów". Jeśli zatem znaczenie oczyszczenia wzrosło po Homerze, w epoce archaicz­nej, to powodu tego zjawiska należy szukać nie tyle w rozpowszech­nieniu się zabobonu, ile raczej we wzroście wymagań związanych ze szlachetnym postępowaniem i odpowiedzialnością osobistą. Okazuje się zatem, że koncepcja zmazy jest strategią zachowywania twarzy i nie ma w sobie nic prymitywnego. Później, zgodnie z tą samą zasadą, bar­dzo popularny stał się kult leczniczy Asklepiosa. Charakteryzowano go jako „łagodnego i przyjaznego", epios. Nigdy nie diagnozował bowiem winy lub zmazy ani nie dochodził przyczyny choroby. Liczył się tylko wynik, powodzenie kuracji, która skutkowała czcią Asklepiosa ze stro­ny wdzięcznego pacjenta.

Uderzający jest fakt, jak rywalizujące interpretacje współistnieją lub zderzają się nawet dzisiaj. Mierząc się ze złem, którego nie moż­na opanować — w rodzaju AIDS — wiele osób skłania się do uznania wyjaśnień naukowych za niewystarczające i ucieka do hipotez alterna­tywnych: agresji (jakaś tajna organizacja wytworzyła wirus) lub winy (choroba jest karą za nielegalny seks, który w tym kontekście wzbudza lęk). Społeczeństwo rozwiązało zatem sprawę poprzez grzeczną i dy­plomatyczną rekomendację zachowywania czystości.

 

 Podkreślmy więc: pojęcie zmazy, rytualnej nieczystości, to pojęcie ludzi dostojnych, którzy uznają fakt dokonania złego czynu i przejmują za niego odpowiedzialność, gotowi są ponieść konsekwencje, ale chcą to uczynić w pozycji wyprostowanej, z zachowanie godności i szacunku do siebie. 

Z tego powodu ilekroć muszę z racji zobowiązań np. rodzinnych uczestniczyć w katolickiej mszy świętej, przeżywam głęboki wstrząs. Przyjrzyjmy się, jak to przebiega.

Po powitaniu, rozpoczyna się pierwsza część liturgii

 Kapłan: Uznajmy przed Bogiem, że jesteśmy grzeszni, abyśmy mogli z czystym sercem złożyć Najświętszą Ofiarę.

Nie: przemyślmy, czy nie popełniliśmy jakiegoś grzechu, ale na wstępie, uznajmy że jesteśmy grzeszni. Zrobić to mają nawet osoby, które właśnie przed samą mszą wyszły wyspowiadane z konfesjonału, nie jest to zatem stwierdzenie faktu, że ktoś coś narozrabiał, ale że wszyscy katolicy są grzeszni z natury, skalani niezmywalnym grzechem. Po co to? Narzuca mi się prosta odpowiedź: ich bogu sprawia wielką przyjemność, gdy ludzie się przed nim poniżają i umniejszają. Pójdźmy dalej: to samo, tylko konkretniej

Spowiadam się Bogu wszechmogącemu * i wam, bracia i siostry, * że bardzo zgrzeszyłem * myślą, mową, uczynkiem, i zaniedbaniem:
Bijąc się w piersi mówią:
moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina.

I znowu, nie ma to nic wspólnego z faktami, bo dotyczy również ludzi, którzy na co dzień postępują uczciwie, dopełniają obowiązków i mówią prawdę, albo właśnie przed chwilą zostali wyspowiadani. Chodzi o jeszcze głębsze wgniecenie w ziemię, już nie tylko w pierwszej osobie liczby mnogiej,ale pojedynczej: ja jestem grzeszny,  grzeszny,  grzeszny…. I jestem tak bardzo grzeszny, że oczywiście sam z tym nic nie mogę zrobić. Nie tylko, że nie mogę oczyścić się z wrodzonej grzeszności, ale w ogóle, aby bozia zechciała na mnie spojrzeć, potrzebuję całego zastępu pomocników i patronów:

Przeto błagam Najświętszą Maryję, zawsze Dziewicę, * wszystkich Aniołów i Świętych, * i was, bracia i siostry, * o modlitwę za mnie * do Pana Boga naszego.

Potem trzeba to jeszcze wzmocnić powtarzając do samego Chrystusa:

K. Panie, zmiłuj się nad nami. Chryste…. Panie….

Gdy o tym myślę, przypomina mi się bardzo podobny schemat: sposób łamania woli w jednostkach wojskowych. Doskonałe sceny do ilustracji można zobaczyć w filmach Wzgórze złamanych serc albo Full metal jacket.  Wchodzi kapral albo sierżant do rekrutów, i wchodzi od razu z jedynym słusznym, bezwarunkowym założeniem: wszyscy jesteście zerami, gnidami, nikim. Zadaje pytanie pierwszemu lepszemu i wiadomo z góry, że każda odpowiedź będzie zła; albo za głupia, albo za mądra, albo za cicha, albo za głośna. I tak rekrut usłyszy, że jego matka sypiała z Murzynami, a on sam wypadł skunksowi spod ogona. Rekruci nie są w stanie założyć właściwych koszulek, nie bo nie, bo są zerami, po prostu.

W armii to ma sens. Służy jednemu: stworzenie jednostek zdolnych w każdej chwili do rezygnacji z samodzielnego myślenia i zawierzenia swego życia przełożonym. Bez zadawania pytań, padł rozkaz? – wykonać! To sierżant, decyduje, czy jesteś zerem, czy może awansowałeś na 0,0001. Powstaje w rezultacie sprawna społeczna maszyna do zabijania.

Zadanie "test" dla czytelników: wskaż podobieństwa i różnice w rezultatach w stosunku do religijnego przeczołgiwania wiernych przed bogiem.

Co sądzisz o tym wpisie?
  • Genialny (18)
  • Świetny (6)
  • Niezły (2)
  • Kiepski (3)
  • Beznadziejny (1)

Tags: , , , ,

One Comment to "Wina i zmaza, czyli dlaczego poganie się nie spowiadają"

  1. Avatar Paweł Izaak pisze:

    pojęcie zmazy w religioznawstwie- zdaje mi się, że pochodzi od Ricoeura.
    ogromne zasoby technik obchodzenia się z nieczystościami można znaleźć (w przeciwieństwie do kwestii etycznych) w Torze- księdze nieczystej 🙂
    Problem ze zmazą wynika z poczucia wstrętu. Badania wstrętu są bardzo istotne w naukach kognitywno- ewolucyjnych, można rzec że pierwszorzędne w badaniach ewolucji moralności.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Pogańska teologia, filozofia, kultura

Strona korzysta z ciasteczek (cookies)! Wiećej

The cookie settings on this website are set to "allow cookies" to give you the best browsing experience possible. If you continue to use this website without changing your cookie settings or you click "Accept" below then you are consenting to this.

Zamknij