Akwinaty krytyka politeizmu

Odchodząc od chrześcijaństwa rzadko pozbywamy się od razu wszystkich zaszczepionych nam w nim przekonań. Jednym z poglądów, który zdaje się utrzymywać w umysłach eks- chrześcijan najdłużej, jest przekonanie, iż Bóg jest jeden. Odrzucają Jezusa, ale nie Boga, stają się zatem deistami czy ściślejszymi, bezwyznaniowymi monoteistami. Nawet agnostykom i ateistom wydaje się, iż przekonanie, że jest tylko jeden Bóg, jest przynajmniej mniej absurdalne niż wiara w wielu Bogów. Od tego przekonania nie są wolni również niektórzy poganie, którzy ze swych panteonów czynią przybudówkę, albo garderobę, w której przebiera się Bóg Najwyższy.

 

Trzeba przyznać, że propaganda monoteistyczna odniosła tutaj spory sukces. Postanowiłem przyjrzeć się nieco, z czego on wypływa, a ściślej, jakimi argumentami chrześcijanie dowodzą swej tezy. Zajrzałem w tym celu do Tomasza z Akwinu, który w średniowieczy dokonał odważnej próby oparcia teologii katolickiej na Arystotelesie. Na jego dziełach, czy raczej ich opracowaniach wychowały się całe pokolenia księży (aż do całkiem niedawnych czasów, gdy zaczął dominować personalizm). Tomasz ma tę zaletę, że — jak na teologa — wyraża się dosyć jasno, choć wszysto to opiera się na podstawach jego konkretnego systemu filozoficznego i nie zawsze dla nieobeznanych z nim wszystko jest jasne. W swoim dziele Summa contra gentiles (czyli Suma przeciwko poganom — choć tego tytułu nie nadał sam autor, ale jego uczniowie), w rozdziale 42 księgi I zgromadził on imponującą ilość argumentów.

Większość z nich opiera się na założeniu, jakim jest utożsamienie: Bóg ( chrześcijan) = Absolut. Do tego odpowiednio skonstruowano pojęcie Absolutu. Cóż to takiego jednak jest? Otóż jest to dość mgliste (z zamierzenia) pojęcie zbudowane przez spotęgowanie (wyolbrzymienie) szeregu różnych, pozytywnych właściwości. W tym wyolbrzymieniu nic teologów monoteistycznych nie hamowało, więc wyolbrzymienie to zmierzało do nieskończoności. Taką właściwością jest siła, moc — Absolut jest zatem wszechmogący, inną jest wiedza — Absolut jest wszechwiedzący itd. itd. Nie zadali sobie jednak podstawowego pytania: czy ktoś taki w ogóle istnieje? To mgliste i nieograniczone pojęcie utożsamili ze swoim Bogiem. Tymczasem jedynym argumentem za tym utożsamieniem jest… biblijna opowieść o stworzeniu świata. Opowieść tę można było powtarzać, gdy świat wydawał się płaskim dyskiem pływającym po oceanie pod dziurawą kopułą. Co dziś wiemy o „świecie”? [tutaj przydałby się krótki filmik poglądowy] Nasza planeta jest tylko jedną z wielu, która krąży wokół Słońca. Słońce jest tylko jednym z ok. 400 miliardów gwiazd w galaktyce Drogi Mlecznej. Liczba 400 mld przerasta wyobraźnię zwykłego człowieka, pozwolę sobie więc nieco ją zobrazować. Gdybyśmy podróżowali z pręd kością myśli, dzięki czemu moglibyśmy odwiedzać jedną gwiazdę na sekundę, to w ciągu roku, odwiedzilibyśmy jakieś 31,5 mln gwiazd, a na „zwiedzenie” (w tempie, przy którym nawet japońscy turyści dostaliby zawrotu głowy) całej galaktyki, potrzebowalibyśmy ponad 12 tysięcy lat! Ale to tylko nasza Galaktyka! Wedle szacunków astronomów — w znanym nam wszechświecie – istnieje ponad 100 miliardów galaktyk. Znowu, gdybyśmy podróżując z prędkością myśli chcieli je wszystkie „zwiedzić”, zajęłoby nam to jakieś 3 tysiące lat. Wszystko to zostało stworzone przez Boga, który ma jeden wybrany naród zamieszkujący niewielki skrawek ziemi na jednej z mniejszych planet jednego z peryferyjnych układów planetarnych w jednej ze 100 miliardów galaktyk, i tenże Bóg ma tylko jednego, jedynego syna, którym był nieuczony robotnik z Galilei. Bóg ten tak troskliwie opiekował się swoim na rodem, że ten  przez większą część historii owego narodowego „wybraństwa” musiał drżeć o własną skórę. Natomiast wspomniany robotnik wsławił się ledwie pewną liczbą uzdrowień i egzorcyzmów, za to urodzić się miał po to, by ludzie mogli go złożyć w ofierze, jakiej ten Bóg-Ojciec-Miłość domagał się za grzech zjedzenia owocu ze swego sadu.

Monoteiści twierdzą, że Absolut stworzył świat. Wydaje im się oczywiste, że świat musiał być stworzony, i że ten, kto tego dokonał musi być Absolutem. A jednak, jak wykazałem ostatnio, rozumowanie to opiera się na analogii rzemieślnika wyrabiającego przedmiot. Tymczasem uważam, że jest to analogia błędna. Większość procesów, jakie obserwujemy wokół, w przyrodzie dałoby się raczej ująć przez analogię z „rodzeniem”, nie sztucznym wytwarzaniem.

Oczywiście, Bóg chrześcijan nie jest żadnym Absolutem, jest zwykłym Bogiem plemiennym Izraelitów, jak to starałem się wykazać w innym poście, więc nie będę się dłużej nad tą uzurpacją rozwodził. Jednak przywołanie względnie realnego wyobrażenia kosmosu jest o tyle ważne, że teologowie rzadko się do niego odwołują, wolą mgliste i abstrakcyjne słowa typu „wszystko”.

Zobaczmy jednak, jak, poza tymi założeniami, monoteiści argumentują na rzecz jedyności Boga. Niestety bez oparcia o aksjomat Absolutu, z którego, niczym z niewidzialnego worka, Tomasz wyciąga kolejne arbitralne i abstrakcyjne określenia niewiele zostaje…

Pierwszy argument odwołuje się do pojęcia Absolutu, jako najwyższego dobra:

Niemożliwe jest, by były dwa najwyższe dobra. To bowiem, co określa się przez prze obfitość, znajduje się tylko w czymś jednym. Bóg zaś, jak wykazaliśmy, jest najwyższym dobrem [I, 41], Bóg więc jest jeden.

Jeśli wyjmiemy z tego argumentu owo mętne i rozbuchane pojęcie Absolutu, całość rozsypie się natychmiast. Gdy spróbujemy spojrzeć na owo „dobro” jako na coś więcej, niż tylko słowo, gdy stanie się czymś konkretnym przestanie być czymś jednym. Bo niby dlaczego nie mogą istnieć dwa najwyższe dobra? A nawet więcej! Każdy z Bogów olimpijskich stanowi przecież wyraziciela najwyższego dobra: najlepszy wojownik, najlepszy poeta, najlepszy twórca, najlepsza kochanka, matka, żona, itd. Można oczywiście, i należy, powiedzieć, że z nich najlepszy jest Zeus, który wszystkie te wartości utrzymuje swym rozumem i mocą w harmonii, ale to nie czyni go Bogiem zupełnie innej kategorii.

Kolejny argument:

Oprócz tego. Wykazaliśmy, że Bóg jest całkowicie doskonały, tak że nie brak Mu żadnej doskonałości. Jeśli zatem jest więcej bogów, musi być więcej tego rodzaju doskonałych bytów. To zaś jest niemożliwe, jeśli bowiem żadnemu z nich nie brak żadnej doskonałości ani żaden nie ma domieszki jakiejś niedoskonałości — a to są wymogi całkowitej doskonałości — nie będzie niczego, czym by się odróżniali. Nie można więc przyjmować istnienia wielu bogów.

Pomijając już kwestię zupełnie abstrakcyjnie i arbitralnie zdefiniowanej doskonałości (skąd wiadomo, że taka istota w ogóle istniej, że może istnieć?) to ciekawe, iż Tomasz nie zauważył, iż argument ten trafia też w trójcę św. Oczywiście chrześcijanie powiedzą, że to nie trzej Bogowie, ale jeden Bóg w trzech osobach. Jest to oczywiście bzdura, w sposób czysto werbalny rozwiązano tak w starożytności problem, iż zaczęto uważać Jezusa za Boga, a przecież Bóg jest jeden… Przy okazji rozwiązanie to ukazało się użyteczne wobec tendencji do personifikowania Ducha świętego, który dla żydów był po prostu bezosobową proroczą mocą daną przez Boga. W ten sposób przy pomocy tej słownej żonglerki rozwiązano (oczywiście pozornie) problem. Oczywiście, chrześcijanie nawet nie udają, że rozumieją jak to możliwe, by był jeden Bóg w trzech osobach, wykręcają się słowej „tajemnica”.  Wiem, że nieładnie jest cytować siebie, ale cóż… nie mogę się powstrzymać. Kiedyś w rozmowie z chrześcijaninem nie wytrzymałem, i napisałem:

Gdyby na pytanie, co się dzieje z człowiekiem po śmierci, powiedziano mi: to Tajemnica – to ja rozumiem.

Gdyby na pytanie, skąd wziął się świat, powiedziano mi: to Tajemnica – to ja rozumiem.

Ale gdy ktoś na pytanie, jak rzeczy sprzeczne z logiką, ze sobą i z rzeczywistością są ze sobą jednocześnie zgodne, zgodne z logiką i rzeczywistością, odpowiada mi to Tajemnica – to to jest wykręt, a nie Tajemnica.”

Ale pominąwszy problem boskości, to skoro są trzy osoby, które nie mogą się niczym różnić, to w jakim sensie w ogóle można mówić o trzech różnych osobach? Skoro nie ma żadnej różnicy, to dlaczego mówi się o Ojcu, Synu i Duchu, a nie o Bogu, Bogu i Bogu? Skoro nasi Bogowie nie mogą się niczym różnić, to jak mogą istnieć wasze trzy osoby boskie?

Kolejny argument:

Podobnie. Jeśli wystarcza jedna przyczyna, by coś wykonać, to lepiej, aby dokonało się to przez jedną przyczynę niż przez wiele. Lecz porządek rzeczy na świecie jest możliwie najlepszy, potęga bowiem pierwszej przyczyny sprawczej obejmuje silę dążenia do doskonałości właściwą stworzeniom. Wszystkie rzeczy zaś osiągają wypełnienie swej doskonałości przez sprowadzenie do jednej pierwszej zasady. Nie należy więc przyjmować wielu zasad.

Ciekawe, czy Tomasz wygłosiłby ten argument, gdyby zapoznał się z dzisiejszą wiedzą biologiczną dotyczącą rozwoju życia na Ziemi, co powiedziałby o milionach wymarłych gatunków, tysiące „błędnych uliczek”, które mogą wydawać się błędne, tylko w perspektywie monoteistyczno-kreacjonistyczne. Dla politeisty jest to po prostu rezultat odwiecznej gry boskich twórczych sił, które bez spoczynku radowały się tworzeniem najrozmaitszych istot.

Podobny błąd płynący z idealizowania przyrody mamy w kolejnym argumencie:

Co więcej. Niemożliwe jest, by jeden ruch jednostajny i regularny pochodził od kilku zasad ruchu. Jeśli bowiem razem poruszają, to żadna z nich nie jest zasadą doskonałą, lecz wszystkie zastępują jedną doskonałą zasadę ruchu; nie może się to odnosić do pierwszej zasady ruchu, gdyż to, co doskonałe, jest wcześniejsze od tego, co niedoskonale. Jeżeli zaś te zasady ruchu nie poruszają razem, to każda z nich czasem porusza, a czasem nie porusza. Z tego wynika, że ruch nie jest ani ciągły, ani regularny. Ruch bowiem ciągły i jeden pochodzi od jednej zasady ruchu. Zauważamy także, że zasada, która nie zawsze porusza, porusza nieregularnie, co widać w mniej doskonałych zasadach ruchu, w których ruch wymuszony na początku jest silny, a słabnie przy końcu. W ruchu naturalnym natomiast dzieje się na odwrót. Lecz pierwszy ruch jest jeden i jednostajny, jak to udowodnili filozofowie, zatem jego pierwsza zasada ruchu musi być jedna.

Arystoteles tu przywołany miał na myśli ruch kołowy jako najpierwotniejszy. Ale ruchu idealnie kołowego nie ma w przyrodzie, a te które istnieją są wypadkową wielu różnych sił. To właśnie dzięki tym nieregularnościom astronomowie mogą odkrywać planety w odległych gwiazdozbiorach. Przy okazji mamy wyrażony wprost aksjomat teorii „rzemieślniczej”: „ to, co doskonałe, jest wcześniejsze od tego, co niedoskonale”. Złośliwie można by powiedzieć: dlatego właśnie wcześniejszy politeizm jest doskonalszy od późniejszego monoteizmu. Poważniej: w świecie, w którym panuje wiele różnych sił wszystko jest możliwe, możliwe są i ślepe uliczki i nieudane próby, a przede wszystkim, różnorodność życia jest wartością samą dla siebie, a nie jedynie dla człowieka, jak w przypadku monoteizmu. Mitologia nasza wyrażała opowieściami o niezwykłych potomkach Bogów, potworach, niezwykłych stworzeniach, z którymi niejednokrotnie mierzyli się herosi, ściągając na siebie gniew Bogów.

Do owego pierwszego ruchu odwołuje się też kolejny argument, który wprowadza też rozróżnienie substancji duchowej i cielesnej. Ciekawszy jest kolejny argument:

Porządek różnych rzeczy wzajemnie do siebie przyporządkowanych istnieje z powodu ich przyporządkowania do czegoś jednego. Tak na przykład porządek wzajemny części wojska istnieje z racji przyporządkowania całego wojska do wodza.

Zauważmy, że żołnierze są tej samej natury, co wódz. Czytajmy dalej:

Fakt, że różne rzeczy łączą się w pewnym stosunku, nie może pochodzić od ich własnych natur jako od siebie różnych, z racji swych natur bowiem bardziej by się między sobą różniły.

Ale przecież połączenie nie musi zachodzić na podstawie podobieństwa — przeciwnie, zwykle zachodzi na podstawie różnicy: ludzie dogadują się ze sobą, bo mają różne, ale komplementarne interesy. Kapitalizm nie potrzebuje jakiejś świadomej siły kierowniczej, aby wytwarzać organiczną całość zwaną gospodarką. Nie ma racji Tomasz wprowadzając rzekomą konieczność jakiejś przyczyny porządkującej. Zwłaszcza trudno coś takiego dojrzeć w otaczającym świecie, gdzie równowaga ta stale na nowo musi się ustalać, a równie często towarzyszy nam realny konflikt. Oczywiście chrześcijanie wprowadzają tu pojęcie grzechu pierworodnego, aby wyjaśnić te zaburzenia w rzekomej harmonii. Co jednak z okresem przed pojawienia się człowieka? Któż zawinił, że wymarły dinozaury? Gdybyśmy przyjęli zatem za dobrą monetę podsumowanie Tomasza…

Zatem cały ten świat ma tylko jednego porządkującego i rządzącego. Lecz poza tym światem nie ma innego. Jest wiec tylko jeden rządca wszystkich rzeczy, którego nazywamy Bogiem.

…trzeba by uznać, że z tego Boga kiepski Absolut.

W kolejnych argumentach Tomasz przywołuje atrybut absolutu jakim jest posiadanie w sobie istnienia. Istnienie, jest niewątpliwie właściwością przysługującą Absolutowi. Tutaj zgodziłbym się z Tomaszem. Jest to cecha, którą faktycznie według mnie Absolut posiada. Tyle, że według mnie Absolut nie jest Bogiem, a już na pewno Bogiem osobowym. Absolut to wszechświat jaki istnieje, ze wszystkimi wymiarami materialnymi i duchowymi czy nadprzyrodzonymi.

Tomasz stara się wykazać niemożliwość istnienia wielu Bogów, opierając się na swojej koncepcji Boga, który jest absolutem. Jest to oczywiste pomieszanie pojęć. Monoteiście przeprowadzili ten zabieg celowo, by pozbawić innych Bogów prawa do istnienia. Skoro Bóg=Absolut, a Absolut może być tylko jeden, to pozostali Bogowie nie istnieją, albo nie są Bogami. To pomieszanie natury boskości z naturą Absolutu widać w kolejnym argumencie:

Jeśli jest wielu bogów, to natura boskości nie może być numerycznie jedna w każdym z bogów. Musi więc być coś odróżniającego naturę boską w tym lub w tamtym bogu. Lecz jest to niemożliwe, gdyż natura boska nie przyjmuje dodania niczego: ani różnic istotowych, ani przypadłości,

A niby dlaczego Boskość nie mogłaby mieć wielu aspektów, odcieni, natężeń? Dla nas cały wszechświat jest boski, boskość widzimy wszędzie, a zatem boskość ma wiele twarzy. Monoteizm musi zatem umieścić boskość poza światem, przez co świat staje się bezbożny!

Czytajmy dalej:

Dalej. Rzecz posiada istnienie w taki sam sposób, w jaki posiada jedność, stąd też każda rzecz z całej mocy opiera się podziałowi, by przezeń nie dążyć do nieistnienia. Natura boska zaś w istnieniu swym przewyższa wszystko. Jest w niej zatem najwyższa jedność. W żaden więc sposób nie dzieli się na kilka bytów.

Znowu, wypadałoby zapytać o świętą trójcę, skąd zatem te trzy osoby? Moim zdaniem istnienie w wielości bynajmniej nie osłabia istnienia, raczej przenosi je na inny wymiar. Zresztą nie mówimy tu o dzieleniu się, a rozmnażaniu. Bogowie są nieśmiertelni, fakt, że mają potomstwo niczego im nie ujmuje.

W wielu argumentach pobrzmiewa przekonanie, iż jedność jest czymś wyższym w stosunku do wielości. Pada nawet porównanie z monarchią, jako ustrojem lepszym niż republika. Ale są różne rodzaje jedności. Czyż jedność zwartej drużyny bojowej nie znaczy więcej, niż jedność pojedynczego wojownika? Jedność może być monolitem skały, ale może być też organiczną całością złożoną z różnorodnych części.

Na zakończenie tego artykułu Tomasz wprost odwołuje się do pogan — zatem posłuchajmy:

Tą prawdą obala się poglądy pogan wyznających wielość bogów. Aczkolwiek wielu z nich mówiło, że jest jeden najwyższy Bóg, że jest On przyczyną wszystkich innych bytów, które nazywali bogami; przypisywali też wszystkim wiecznym substancjom nazwę bóstwa, szczególnie z racji ich mądrości, szczęśliwości i rządzenia rzeczami.

Ten sposób mówienia znajdujemy zresztą także w Piśmie Świętym, gdzie święci aniołowie albo też ludzie lub sędziowie nazywani są bogami, jak na przykład w tych słowach Psalmu [86,81: „Nie ma Tobie podobnego wśród bogów, Panie”; oraz w innym miejscu: „Ja rzekłem: Jesteście bogami” (Ps 82,61)- Wiele podobnych zdań znajduje się w różnych miejscach Pisma Świętego.

Widzimy zatem, że Tomasz musi przyznać, iż jego rozumienie bóstwa nie do końca pokrywa się z tym, spotykanym w Biblii, trafnie zwraca uwagę na politeistyczne w niej fragmenty, a jednak nie dostrzega tu problemu. A problem jest. Czym innym jest Absolutu, o którym pisał Tomasz i którego jedność tak elokwentnie udowadniał, a czym innym jest Jahwe, bliskowschodni Bóg, który objawił się konkretnemu ludowi. Chrześcijaństwo, judaizm, islam, nie są kultem absolutu, gdyż Absolutu nie można obdarzać kultem, nie można się do niego modlić, nawiązać z nim więzi.

Co sądzisz o tym wpisie?
  • Genialny (4)
  • Świetny (8)
  • Niezły (0)
  • Kiepski (0)
  • Beznadziejny (0)

Tags: , ,

2 komentarze to "Akwinaty krytyka politeizmu"

  1. Zaratustra Zaratustra pisze:

    Znowu okazuje się, że gdy chrześcijańscy teologowie zaczynają mówić w sposób przypominający racjonalne dowodzenie, cytują Starożytnych. Z tego, co piszesz można odnieść wrażenie, że w filozofii starożytnej trudno znaleźć jakichś sojuszników dla politeistów. Eleaci, Ksenofanes, Platon i jego szkoła, Arystoteles… wszyscy budowali podstawy chrześcijaństwa ;(
    Przydałby się jakiś tekst o teologii stoików! Może tam coś znajdziemy…

  2. Avatar Garrincha pisze:

    Rozmawiałem z franciszkaninem i on właśnie używał pojęcia Boga PONAD, POZA światem

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Pogańska teologia, filozofia, kultura

Strona korzysta z ciasteczek (cookies)! Wiećej

The cookie settings on this website are set to "allow cookies" to give you the best browsing experience possible. If you continue to use this website without changing your cookie settings or you click "Accept" below then you are consenting to this.

Zamknij